piątek, 8 października 2021

Wrażenia po długo wyczekiwanym przeze mnie filmie „Wesele”. Bo trudno nic nie napisać...

 


Długo nic nie pisałem z różnych przyczyn i okoliczności nt. filmów, czy tam tego co ciekawego udało mi się zobaczyć. Ale myślę, że jest to najlepsza okazja do tego, by do tego powrócić i by powiedzieć kilka słów. Bardzo długo czekałem na ten film, zresztą jak na każdy film w reżyserii  Pana Wojciecha. Spodziewałem się, że będzie to film rewelacyjny, tak jak zresztą dla mnie każdy w Jego reżyserii. No i wszystko się sprawdziło. Kolejny mega ważny i jak na polskie warunki odważny temat, który wielu pewnie bało by się poruszyć. Czym jest dla mnie ten film? Nie jest atakiem na polskość, atakiem na to, że w skali globalnej to my byliśmy ofiarami wojny. Jest aktem miłosierdzia. Miłosierdzia wobec człowieka. Uświadomienia, że człowiek, jeśli znajdzie się w pewnych okolicznościach i da sobie przyzwolenie na czynienie zła jest w stanie zrobić najstraszliwsze rzeczy... I to co się stało, trzeba wziąć „na klatę” i przyjąć to do wiadomości, po to, aby nigdy tego nie powtórzyć. Jest to dość nie częsta sytuacja, kiedy to mówi się o czasach wojny i o tym, że to Polacy byli tym w przypadku, tzn. wydarzeń z Jedwabnego oprawcami... Natura ludzka nie zmienia się od tysiącleci. W każdym z nas jest zalążek największego dobra i największego zła. Pytanie jak się zachowamy w danych okolicznościach? A wojna to okoliczności, których moim zdaniem do końca nie jesteśmy sobie w stanie do końca wyobrazić, nie przeżywając tego i nie będąc w tamtych miejscach (dzięki Bogu). Jeśli chodzi o sam film, to dla mnie jako „prostego” widza jak zresztą każdy film Pana Wojtka również i ten jest zrobiony po mistrzowsku. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić lepiej zrobionego filmu w Polsce. Z większą dbałością o detale, szczegóły, w tym historyczne, brutalność realizmu. Emocjonalnie tak prowadzącego Cię do „rycia” buzią o podłogę. Dającego takie przeżycia i kaca moralnego (przynajmniej mi). A jednocześnie zawsze w filmach Smarzowskiego w tej karuzeli zła, często przerysowania rzeczywistości w negatywną stronę, w określonym celu (choć w przypadku najnowszego „Wesela”, jak i zresztą Wołynia nie widzę go w ogóle) jest miejsce na miłość, humor - często absurdalny, ludzi, którzy staną po dobrej stronie „mocy”. Scenariusz rewelacyjnie napisany, najbardziej cenię to zarządzanie chaosem u Smarzowskiego, dla mnie osobiście wypływa z tego niesamowita świadomość - co chcesz przekazać ludziom i jak oddziaływać na nich w celu zmuszenia ich do refleksji. Bardzo zaimponował mi Pan Mateusz Więcławek i Pani Agata Turkot w głównych rolach aktorskich (w retrospekcji z czasów wojny). Minimalizm, prawdziwość... Pozostali aktorzy to „marka” i klasa sama w sobie, szczególnie Pan Więckiewicz. Mega mi podobała się też Pani Łabacz... Wybitne dla siebie filmy jak poznaje po tym, że nie mogę po nich mówić, to był właśnie taki film. Film, który zostaje w głowie. Okrucieństwo, które zostaje w głowie. Kac moralny początkowo przybijający Cię emocjonalnie... Ale też nadzieja. Na pewno będę jeszcze myślał jakiś czas o tym co ujrzałem, o naturze człowieka. Bo to daje do myślenia. Jako Polakowi - skąd biorą się nasze wady i zalety. Skąd bierze się np. „kult” disco-polo, w większym bądź mniejszym stopniu homofobia, antysemityzm, zawiść, a czasem nawet zdolność do rzeczy strasznych... Ale też skąd bierze się ta nasze dobro - przecież ilu Żydów, w tych strasznych czasach uratowaliśmy... Skąd bierze się, ta niesamowita wola przetrwania - wojen, bestialstwa wobec nas, powstań, tego, że z 10 razy patrząc na naszą historię mogło by już nie być Polski, a jesteśmy i jeśli potrzeba w ostatniej chwili się zjednoczyć, np. w walce o wolność, to prawie zawsze nam się to udawało. Wiele pytań. Pewnie obejrzę w niedługim czasie jeszcze raz ten film. Warto czekać na takie filmy, to brutalnie prawdziwe pokazywanie rzeczywistości, jednak taki sposób przestawiania historii, jest dla mojej wrażliwości najbliższy. Ale jednak to zderzenie z prawdą i emocjami dla mnie w pełni wartymi przeżycia. Jeśli miałbym ocenić film w swojej oczywiście amatorskiej skali to dał bym mu 9/10. Bo jest to film filtrując go przez moją wrażliwość niemal perfekcyjny. Kończąc, chyba miarą sukcesu tego filmu, będzie kiedy TVP, czyli niestety dziś fabryka kłamstwa będzie mówić o żydowskich korzeniach Smarzowskiego, bądź aktorów, bądź przemilczy to wszystko. To dla będzie finalny znak, że tak dobrą robotę zrobiono - zasiano prawdę, choć jest dla niektórych niewygodna oczyszcza.


czwartek, 26 marca 2020

"Sala Samobójców. Hejter."- to nie jest film dobry. To film rewelacyjny! Czyli kilka słów o kolejnym arcydziele Jana Komasy...



Pomyślałem, że podzielę się moimi wrażeniami po obejrzeniu "Hejtera". Film widziałem już dwa razy, za pierwszym razem w dniu premiery, kiedy jeszcze "zdążyłem" go obejrzeć fizycznie w kinie, drugi raz 3 dni temu w serwisie Player.pl (tak ogólnie to moim zdaniem bardzo sensowny ruch dystrybutora, że gdy nie można pokazywać filmu w kinie, to od razu wrzucamy go do sieci, co jest ewenementem, no, ale i sytuacja jest wyjątkowa...). Po pierwszy zobaczeniu wiedziałem, że film jest co najmniej bardzo dobry, ale tak jak w przypadku "Bożego Ciała" miałem to poczucie, że muszę go w niedługim czasie zobaczyć jeszcze raz myślałem, że w kinie w wyszkowskim "Hutniku", ale stało się inaczej. Nie będę owijał w bawełnę, po drugim obejrzeniu mam już pewność, że dla mnie, w mojej skromnej ocenie film jest absolutnie rewelacyjny! Nie przypominam sobie za mojego życia dwóch po sobie, czyli "Boże Ciało" i teraz "Sala Samobójców" filmów tego samego autora tak rewelacyjnych, bo to jest najwyższa półka (oczywiście w amatorskiej jak zawsze podkreślam ocenie, bo nie uważam siebie za nikogo innego, ale jako widza) jaka tylko może być w sztuce filmowej. Bardzo dużo oczekiwałem od tego filmu, bo jest swoistą kontynuacją pierwsze części, która jest chyba najlepszym filmem jaki widziałem w życiu- pod względem wartości emocjonalnej i techniki w jakiej został wykonany, ale to być może patrzę na niego po prostu przez pryzmat moich przeżyć. Zacznijmy od aktorstwa. Główna rola Pana Musiałowskiego- chyba najlepsza w jakiej go widziałem w życiu, a cenię tego aktora. Zagrał perfekcyjnie. W wywiadach mówił że nie oglądał pierwszej części, co dla mnie oglądając było wręcz nieprawdopodobne, bo tak bardzo widziałem podobieństwa do gry Pana Gierszała. Rola człowieka młodego, skrzywdzonego, odrzuconego. Genialnie pokazane jest do czego może prowadzić odrzucenie. To w jaki sposób pokazane zostały mechanizmy walki, manipulacji, cybernetyki, napuszczania ludzi na siebie, pustki w ludziach dawno nie widziałem czegoś takiego. Ta zachowawczość, nie "nadgrywanie" postaci, do niczego nie mogę się przyczepić, majstersztyk. Rola Państwa Krasucki- Pan Koman i Pani Stenka, rewelacja, ta pustka, wyższość, tzw. "pseudoelita" wielkich miast, wręcz przerażająco-komiczna  infantylność w swoim perfekcjonizmie. Pani Kulesza rewelacja, "przewalcowana" przez życie kobieta odreagowująca w pracy niszcząc innych ludzi. Genialnie cementowała pierwszą i drugą część "Sali Samobócjów". Stuhr pokazał taką swoją aktorską twarz, której jeszcze nie znałem, wielkie pozytywne zaskoczenie. I mogę tak w kółko. Rewelacja Pan, który grał skrajnego prawicowca, którego wykorzystał główny bohater. Ta manipulacja ludźmi, do czego mogą być zdolni skrzywdzeni ludzie. Fantastycznie pasujące nawiązanie do książki "Sztuki wojny" chińskiego wodza z 6 wieku p.n.e,  jakże to jest aktualne dziś. Muzyka rewelacja, widać muzyczne nawiązania do 1 części. Kto widział 1 część wiele razy i był zafascynowany nią, ten widzi wiele nawiązań, wygląd głównego bohatera, arie operowe etc., fantastyczny zabieg. W tym filmie każdy może się przejrzeć, jest tak brutalnie o dzisiejszych nas do czego prowadzi nieszczęście, hejt, nienawiść, manipulacja, wojna, której nie widzimy… Scenariusz był tak spójny, co widziałem dopiero za 2 razem, genialne scenariusze, wręcz scenariusze arcydzieła pisze Pan Pacewicz. A Pan Komasa. Chyba po 2 ostatnich filmach wychodzi u mnie bezapelacyjnie na stałe na 2 miejsce po geniuszu, Panu Smarzowskim  w zestawieniu "moich" najlepszych polskich reżyserów filmowych. Końcówka zatrważająca, pierwszy film od wielu, wielu lat kiedy zapłakałem podczas projekcji., właśnie w tamtych momentach, Film zaskakująco przewidział przyszłość, mówię tu np. w kontekście zabójstwa Ś.P Pana Adamowicza. Film rewelacja, myślę, że polski "Joker", czy "Parasite"(który w najbliższej przyszłości mam zamiar obejrzeć :) ) - absolutnie pasuje tutaj to określenie. Mój tata 3 dni temu powiedział, że dawno nie widział czegoś tak dobrego. Ja nie wierzyłem, że jest możliwe doścignięcie poziomem 1 części, wydawało mi się to nieprawdopodobne, lepszej kontynuacji nie mogłem sobie wymarzyć. Jeśli miał bym oceniać ten film to dał bym mu 9,5/10 tak jak "Bożemu Ciału" z biegiem czasu, też dałbym nie 9 a nawet 9,5, choć tamten film to zupełnie inny biegun rodzaju opowieści. 10 jako jedynemu filmowi w moim życiu dałbym pierwszej  "Sali Samobócjów", w mojej wrażliwości filmowi perfekcyjnemu, ale to może poprzez doświadczenia mojego życia. OBEJRZYJCIE KONIECZNIE, KONIECZNIE TEN FILM!!!!!!! To film o każdym z nas. 
Tu wklejam link do filmu, do Playera.pl, jest płatny, ale myślę, że wart jest tych pieniędzy.

https://player.pl/playerplus/filmy-online/sala-samobojcow-hejter,171425

niedziela, 8 grudnia 2019

Kilka słów o "Żmijowisku", czyli w miarę przeciętny serial, świetna książka i zakończenie, miążdzące mój, a może i Twój spokój...




Właśnie obejrzałem dziś ostatni odcinek nowego serialu Canal + "Żmijowisko" na podstawie książki Pana Wojciecha Chmielarza. Wszystko za sprawą Pana Pawła Domagały, którego jestem wielkim fanem, a zagrał w nim główną rolę, którą bardzo długo wyczekiwałem. Rolę nazwijmy to nie komediową. Wykupiłem pakiet Canal + w internecie, przeczytałem nawet książkę, jedną z niewielu od wielu lat, bo niestety czytanie książek to nie jest moja ulubiona czynność. Powiem tak książka powaliła mnie po raz pierwszy, dziś emocjonalnie leżę już na deskach na dobre. Zacznijmy od książki. Jest to historia grupy znajomych ze studiów, którzy przyjeżdżają na mazury "zabawić się". Podczas jednej z imprez na łonie natury znika 15-letnia córka jednego małżeństwa, czyli głównych bohaterów. Rok po tym ojciec dziewczyny (czyli Paweł Domagałą) po raz ostatni sam przyjeżdża tam i próbuje ją odnaleźć. Bardzo spodobał mi się styl jej napisania, bardzo wprost, bohaterowie często mówiący w liczbie pojedynczej. Książka jest bardzom długa, ma 470 stron. Wszystko tam cyklicznie dzieje się w trzech czasach naprzemiennie- "Wtedy", "Pomiędzy" i "Teraz". Na pewno fenomenalnie autor nakreśla tam psychologicznie charakter każdej z postaci. Co myślą, co mówią, co czują. Jest to czasem trudne nawet dla mnie do czytania, ale chwilami naprawdę fascynujące. Książka w miażdżący sposób pokazuje świat, dokumentalnie niemal patrzenie ludzi na świat. Nie zgodzę się, że jest to krymninał, czy thriller, jest to powieść psychologiczna z elementami kryminału. Co mnie powala w tej książce. Jej przewodnie myśli, które zrozumie się dopiero znając ostatnią stronę, a dokładnie ostatnie kilka stron. Motyw nie kochanych dzieci, krzywdzonych bezwiednie przez własnych rodziców, za wszelką cenę szukających, a wręcz krzyczących o odrobinę miłości, zauważenia i uwagi, motyw zadr i rządz siedzących w ludziach przez wiele lat i motyw ludzi, którzy nie "dorośli" do posiadania dzieci. Motyw poniewierania, bycia ofiarą, która przeradza się w oprawcę.  Książka jest poprowadzona tak, że prowadzi niby do całkowitego rozwiązania zagadki, ostatnie kilka stron zwala z nóg zaprzeczając wszystkiemu... Porażająco brutalnie prawdziwy obraz świata. Nie mogłem dojść kilka dni do siebie po przeczytaniu książki i pewnie nie dojdę przez kilka po obejrzeniu serialu. To co zrobił Pan Chmielarz na końcu to mistrzostwo świata, szok niemalże myślę dla każdego. I to przebrutalna prawdziwość co drzemie w człowieku. Jeśli chodzi o serial. Scenariusz do serialu pisał sam autor, a reżyserował znany bardzo dobry według mojej skromnej zawsze amatorskiej co podkreślam oceny Pan Łukasz Palkowski. Fantastyczna sceneria muzurskich lasów, jeziora, głuszy... Wielki plus. Fenomenalne aktorsko 5 aktorów- Pan Pazura, Lamża, Zieliński i dwójki genialnej "młodych" aktorów- Pan Stanisław Cywka i Pani Kamila Urzędowska. Ten wątek jest fantastyczny, tak brutalny w przekazie i aż diaboliczny, ale tak przerażająco prawdziwy. Fantastyczne w moim guście aktorstwo obydwojga, tu szczególnie Pani Urzędowska mistrzowska dla mnie w prowadzeniu roli. No, ale sam ubiór jej postaci robił swoje. Ale mimo tego, mistrzostwo. Rozczarowanie na pewno Pani Żulewska. Bardzo, baardzo cenię tę aktorkę, ale dla mnie grała tylko dwoma "komunikatami"- jestem smutna-rozpaczam i jestem wściekła. Może to akurat nie rola dla niej, ale to tylko moje skromne zdanie. Rola Adaomy ciemnoskórej Pani Ciary dla mnie przeciętna, chociaż przy drugim obejrzeniu dużo bardziej mi się podobała. Pan Stramowski, którego też cenię niestety też banalny dla mnie, może pod koniec nie, ale też jakieś schematy czułem, czyli np."jestem maczo". W końcu Pan Domagała... Przez pierwsze 5 odcinków wydawał mi się przezroczysty. Ale gdy poznałem końcówkę czytając książkę, już nie wiedziałem co mam myśleć. Ostatni odcinek świetny w jego wykonaniu. Ale zabrakło mi tej świadomości tego, czego jego bohater dokonał "wtedy", czyli wcześniej. Bo to jest na pewno ciężka do wyobrażenia, wszechogarniająca, trudna do pojęcia dla mnie świadomość, nie chcę spoilerować :) Zawiodłem się trochę, nie ukrywam. Liczyłem na dużo więcej u Pana Domagały. Gdyby grał tak jak w ostatnim odcinku, to była by przynajmniej dla mnie rewelacja. Serial niestety za bardzo "chce" być taki jak książka, niestety dla mnie ok. 1/3  tego co znalazło się w serialu nie nadaje się do takiego gatunku, nie ma w nim żadnej dynamiki, jak w kryminale, tu uważam niemalże ciągle musi wyraźnie się coś dziać... Nadbudowywane jest to ciągłą, nachalną muzyką "grozy" i ujęciami z tego co czytałem co pisały osoby oglądające poprzedni serial Canal +, "Belfra" skopiowanymi właśnie z niego. Tak powstała sztuczna straszność i monotonia w myślę 1/3 serialu. Można się zniechęcić dla przeciętnego widza. Ale końcówka wiele "zadość uczynia". Jest fenomenalna, ostatni odcinek, poza może ostatnimi 10-15 minutami( pomieszanie czasów i chaotyczność) jest rewelacyjny, bo i materiał z książki był tam rewelacyjny. Podsumowując liczyłem na więcej, ale twórczość Pana Chmielarza tak wbija się mi do głowy, tak jest to przeraźliwie brutalnie prawdziwe i przerażające w swojej prawdziwości. O nas. To jest książka (tj. serial) o ofiarach. Ofiarach świata, zachowania innych, cząstkach nas samych, które nigdy nie powinny zostać uaktywnione.  Polecam mimo wszystko gorąco serial, wykupienie to na Player.pl coś około 50zł, książka tańsza, a chwilami fenomenalna, książkę polecam wyjątkowo, nie na długo spokoju...
Jakbym miał oceniać serial to spokojnie mógłbym mu dać 6/10, książce 8/10.
To chyba tyle, przepraszam, że się tak rozpisałem, ale bardzo dużo moich emocji wiązało się w ostatnim czasie z tym tekstem i obrazem, bynajmniej nie żałuję.

piątek, 18 października 2019

Kilka słów o "Nieznajomych", czyli fenomenalne dialogi i jeden z najciekwaszych komediodramatów ostatnich lat...


Film obejrzałem dwukrotnie.... Spodziewałem się intuicyjnie, że może być to przynajmniej kierując się własną wrażliwością dobry film. Bo i pomysł w swej prostocie bardzo mnie zaintrygował. Jednak jak niespodziewanie dobry przekonałem się dopiero w kinie. Pomysł na jaki wpadli włoscy scenarzyści bardzo prosty- grupka znajomych spotykająca się na kolacji... A podczas niej jednej z osób przychodzi myśl, by pobawić się w czytanie cudzych sms-ów i słuchanie rozmów przychodzących do każdej z osób przy stole podczas spotkania. Początek filmu nie ma co ukrywać dla mnie jakby to nazwać "denny", ale po 15-20 min. przyjacielskie luźne rozmowy stają się przynajmniej dla mnie coraz bardziej przyciągające. Miarą sukcesu tego filmu są ogromne salwy śmiechu, połączone z napięciem, zdenerwowaniem i wyczekiwaniem w końcówce. Sam naprawdę dawno tak się nie śmiałem na polskim filmie. A to chyba przez ogromną prostotę, prawdziwość dialogów i prawdziwość w grze aktorów. Fantastyczna jak na taki film ( w takim gatunku) obsada aktorska. Powalająca gra Pani Ostaszewskiej, bardzo mnie zaskoczyła (może dlatego, że zazwyczaj jest obsadzana w zgoła innych rolach). Monologi końcowe naprawdę szacunek. W ogóle szacunek jak poprowadziła tę postać. Świetny Pan Simlat, świetny Pan Kot... Można by tak o wszystkich. Wszyscy w jednym pomieszczeniu, cały film rozgrywa się praktycznie przy stole. A tyle można się tam o sobie dowiedzieć, bardzo niespodziewanych rzeczy. Widać po ludziach, że gdy wychodzą z tego filmu mają swego rodzaju poczucie lekkiego dyskomfortu z myślą, czy ich partner/osoba bliska może coś przed nimi ukrywać. Myślę, że taka gra jak w filmie może być bardzo niebezpiecznie, może czasem lepiej nie wiedzieć, a może wiedzieć sam nie potrafię odpowiedzieć sobie na to pytanie. Także jeśli bym miał jednym słowem nazwać jakoś ten film to właśnie byłaby "prawdziwość". Ogromna prawdziwość. Świetne riposty, bardzo takie przyziemne, ale bardzo istotne sprawy zostały tu poruszone, takie jak zdrada, opieka nad starszą osobą, opieka nad domem w rękach kobiet i niedocenianie Ich, czy orientacja seksualna. Ale pokazano je tak przystępnie i w tak codziennym języku,  że fenomenalnie się to ogląda. Gdy pierwszy raz oglądałem film bardzo zaskoczyło mnie to co wyjawił bohater grany przez Pana Żoładkiewicza, albo jako szybko można przejść ze śmiechu do napięcia w kontekście bohatera Pana Simlata. No a jak mówiłem rola Pani Ostaszewskiej to dla mnie niespodziewana "perełka". To tylko moje bardzo skromne "amatorskie" opinie. Co jeszcze... Super naturalna w roli Pani Domańska, ogromnie  naturalna. Strasznie jestem ciekaw jak wyglądał oryginał tego tekstu we włoskim wykonaniu z 2016r. pt. "Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie"... Muszę obejrzeć. Reasumując- widać geniusz tkwi w prostocie. Mega śmieszny i mega poważny zarazem to film. Jestem pod wrażeniem, a bardzo rzadko mam tak po drugim już obejrzeniu. Wielkie ukłony dla twórców oryginalnego scenariusza jak i debiutującego reżysera-Tadeusza Śliwy, trzeba zapamiętać to nazwisko, bo wyglądało jakby robił to ktoś bardzo doświadczony. Jeden  z najlepszych komediodramatów ostatnich lat, pisałem tak ostatnio o filmie "Całe szczęście", ale z całym szacunkiem nie umywa się w mojej skromnej opinii do tego filmu. Oby więcej tak prawdziwych "śmieszno-poważnych" filmów.
Zapewne kupie sobie ten film na płycie jak już będzie, z chęcią obejrzę go trzeci raz... Brawo, brawo, brawo! Wysyp mamy ostatnio wybitnych filmów. 
MOJA JAKŻE SKROMNA AMATORSKA JAK ZAWSZE PODKREŚLAM OCENA 7/10. BARDZO POLECAM!

poniedziałek, 14 października 2019

Na gorąco po obejrzeniu "Bożego Ciała", czyli wielkie przeżycia i kawałek świetnego polskiego kina...







Po długiej przerwie wracam do pisania na blogu. Dziś w Warszawie obejrzałem film Jana Komasy "Boże Ciało" i pomyślałem, że to dobra okazja, aby podzielić się bardzo mocnymi przeżyciami związanymi z tym filmem. Długo czekałem na ten film, szczególnie po świetnie w mojej ocenie zrobionym zwiastunie i mówię to już też po obejrzeniu filmu. Co pierwsze wysuwa się mi na myśl, to gra aktorska, prawdziwość emocji i jakaś taka w mojej subiektywnej jak zawsze oczywiście amatorskiej ocenie spójność tego filmu. Pan Bielenia i Pani Rycembel (poza tym bardzo lubię tych aktorów) naprawdę pokazali aktorsko wielką klasę. Ukazanie właśnie tej wiary w Boga jaka jest w człowieku, przezwyciężającej różne wielkie przeciwności to chyba też wysuwa mi się na myśl... Na pewno film odważny jak na polskie warunki, ale cieszy mnie, że i TVP i PISF promują ten film, jest w końcu kandydatem do Oscara. Uwielbiam takie spojrzenie na kościół, niekonwencjonalne, a zarazem mega proste i oczywiste. Paradoksalnie, gdyby kościół katolicki wyglądał tak jak ksiądz, którym "na chwilę" stał się główny bohater, to pewnie i ja byłbym dziś katolikiem. Nie raz, po "Sali Samobójców", jako najlepszym filmie jaki widziałem nadal w życiu, pisałem jak bardzo cenię Pana Komasę jako reżysera jako widz nie zawiodłem się. W Polsce tak mi się wydaje zaczyna odżywać swego rodzaju jakieś kino "moralnego niepokoju" co strasznie mnie cieszy. Kościół pokazany jako taki, w którym nie ważne są formułki, ale ważny jest kontakt człowiek-Bóg, nie ważne czy nosi sutannę, to strasznie mi się spodobało. Chłopak z poprawczaka, wielka wiara, przypadek, miłość, myślenie "przeciętnych" ludzi. Troszeczkę ten film dla mnie demaskuję maskę kościoła, ale nie w negatywnym i oskarżającym sensie, ale ludzkim. To jaką człowiek czasemi musi przejść drogę by zbliżyć się do Boga, poznać go, często za wszelką cenę. Ułomności ludzkie, zwątpienie, oskarżanie Boga o złe potoczenie się losu człowieka. Bardzo symboliczna końcówka, że walka może odbywać się na "różnych frontach". I ogólnie jeszcze raz, ten film ogląda się z zapartym tchem, chociaż trwa 115 min, to bardzo długo. Taka prawda bijąca z głównego bohatera i objawiająca się innym, to chyba zrobiło na mnie tak duże wrażenie. Trochę taki Smarzowski, tylko tu raczej jest to bardzo mocne "uderzenie" emocjonalnie i moralne niż "uderzenie" obrazem, a przy tym emocjonalnie. Kawał dobrego kina, zresztą nie pierwszy to film w ostatnim czasie, myślę, że w najbliższych dniach podzielę się przemyśleniami o kilku innych. To chyba na razie tyle :)

JAKBYM MIAŁ OCENIAĆ JAKOŚ TEN FILM TO SPOKOJNIE DAŁ BYM MU 8/10. TO BAAARDZO DUŻO JAK NA POLSKIE KINO. BARDZO POLECAM!

czwartek, 18 kwietnia 2019

"Gwoździe" naprawdę wbijające w podłogę, czyli absolutna petarda dyplomowa studentów Akademii Teatralnej...

Genialny spektakl- od tego chyba muszę zacząć cały mój wywód na temat tego, co zrobiło na mnie ogromne wrażenie w ostatnim czasie, czyli spektakl "Gwoździe" w reżyserii aktora Pana Cezarego Kosińskiego, spektaklu dyplomowego studentów aktorstwa Akademii Teatralnej w Warszawie. Obejrzałem ten spektakl dwukrotnie, niesamowita prawda z tego bije... Autor tekstu (oryginalny tytuł "Wbijając czołem gwoździe w podłogę" ) wcześniej dla mnie kompletnie nie znany, Eric Bogosian, jak się później dowiedziałem amerykański aktor i pisarz. Tekst ten to jest jakby dla mnie subiektywnie niesamowicie poukładany chaos o współczesnym świecie i chyba każdym z nas, niezależnie w jakim kraju byśmy go nie czytali. Niesamowicie filozoficzny tekst, w bardzo przystępnym, normalnym języku, cały czas będąc jakoby jakąś rozmową z każdym widzem siedzącym na widowni, niesamowicie ja to czułem. Zresztą po aktorach też było widać, że mieli za zadanie bardzo "szukać" widza i wprowadzać go we bardzo mały intymny świat życia bohaterów. Sprzedawca glazury, narkomanka, małżeństwo szukające wszędzie przyczyn zła tego świata, stendaperka, pozornie zadowolony z życia człowiek tłumiący swoje pragnienia i walkę z przeszłością... Bardzo aktualne naprawdę jest to co wygrywają tam aktorzy. Walkę, strach, rozpacz, niespełnienie, okaleczenie emocjonalne. Często bardzo "gorzki", czasem wulgarny i bez ogródek język, ale tak uzasadnia go stan bohaterów, ich życia, że w ogóle mi on nie przeszkadza, a wręcz gdyby go nie było byłby to bardzo nie prawdziwe i nienaturalne. A to wszystko kierują do widza, prowadząc cały czas z nim dialog... Jeśli chodzi o aktorstwo, to wręcz brawurowe w przypadku dwóch, trzech aktorów, naprawdę można pokazywać wszystkim, którzy interesują się tą dziedziną sztuki. Bardzo okrojona scenografia, ale w tym wszystkim niektóre rozwiązania bardzo nowatorskie i niesamowicie ciekawe. Nie wiedziałem też, że tak dobrze reżyseruje Pan Kosiński, którego swojego czasu grę bardzo lubiłem, gdy miałem okazję widzieć go w telewizji, widać teraz nie ma go za bardzo w TV, ale działa wspaniale inaczej i chwała mu za to, bo to jest chyba kwintesecja tego wszystkiego... Widać ma wiele talentów, ogromne moje uznanie. Tekst ten był pierwotnie napisany jako monodram, chyba nawet wystawiany nie raz w Polsce z tego co wyczytałem, także naprawdę duża robota reżysera... Genialna sztuka, polecam bardzo! Będą grali chyba w maju teraz, sam nie wiem czy trzeci raz nie pojadę, bo jest to taka lekcja aktorstwa z bliska i jednocześnie zapominając o jakimkolwiek aktorstwie przez prawdę, czasem gorzką ogromna możliwość do refleksji o sobie i wszystkim co wokół w bardzo mądry, przenikający mnie emocjonalnie sposób. Jeszcze raz polecam!
U dołu wrzucam trochę zdjęć, jakby ktoś był ciekawy, a może chciał się wybrać, bo jest to naprawdę petarda emocjonalna i niewyobrażalny wręcz ogrom pracy aktorskiej ( a właściwie aż za bardzo wyobrażalny na podstawie moich dotychczasowych świadczeń...) :)

Myślę, że niedługo napiszę o innych moich przemyśleniach, a nazbierało się szczególnie odnośnie ostatnich premier kinowych ;)

czwartek, 14 marca 2019

Nastawiony na dużą porażkę, a tymczasem duże pozytywne zaskoczenie, czyli o filmie "Całe szczęście". I trochę o innych ostatniego miesiąca :).


Dawno mnie tu nie było po różnych perturbacjach w życiu, ale znów wracam do działania. Wczoraj widziałem film "Całe szczeście". Zobaczyłem go praktycznie przypadkiem, ponieważ musiałem być w Warszawie i coś ważnego załatwić, a miałęm akurat jeszcze trochę czasu dla siebie. Więc skorzystałem. Pierwszy raz w życiu byłem w kinie Atlantic, podobno bardzo stare kino( bez bicia przyznaję, że nawet nie wiedziałem). Na pewno klimatyczne kino, podobało mi się. Fajne połączenie nowoczesności ze starym budownictwem. A co do filmu spodziewałem się mizernej komedyjki, bałęm się czy nie wyjdę w trakcie( tak jak na Planecie Singli 2). Ale zaskoczenie. Akcja nie dzieje się na ulicach Warszawy, tylko we malowniczym Pucku( mam sentyment do tych terenów, ponieważ rokrocznie jeżdzę na Hel). Dosyć fajnie skonstruowana historia, na początku rzeczywiście wydaje się, że to będzie nieciekawy banał, ale bardzo mnie zaskoczyła fabuła w pewnbym momencie i w ątek boheterki granej przez Panią Gąsiorowską, bardzo dobrze zresztą. Taki naturalizm bije z tej historii, bez tego pastiżu jaki serwuje nam dużo polskich komedii. Pan Adamczyk w miarę fajnie w mojej skromnej ocenie, fajnie skleił rolę Pan Sapryk, mimo iż byłą drugoplanowa, naprawdę fajnie ją skonstruował, przykuwa uwagę. Sporo w tym fimie o tzw, miłości, ale nie w pustym sensie, jak często dla mnie prezentują owe filmy, ale bardzo głęboko gdzieś i niebanalnie poszukali twórcy. Także oby więcej takich komediodramatów( jak wiele razy pisałem to mój ulubiony gatunek). Duży plus przy tym filmie.






W ostatnim miesiącu widziałem też "Córkę trenera". I tu ogromny plus z kolei. Niesamowicie prawdziwe emocje są tym fimie. Niespełniony ojciec, który poświęca życie dla swojej córki, a właściwie, aby pomóc jej osiągnąc sportowy sukces. Świetna gra Pana Braciaka, no, ale to najwyższy kaliber polskich aktorów, świetna gra 17-latki Pani Bruchnickiej. Ogólnie niesamowita jakąś prawda emanowała dla mnie z tego filmu. Świetną robotę wszyscy aktorzy zrobili w tym filmie, niebalnalny pomysł, ogromna naturalność. Na razie mój nr 1 w tym roku. Bardzo polecam, mimo iż bardzo mało multipleksów gra ten film, ja widziałem w Kinotece w Pałacu Kultury, gdzie też miałem okazję być pierwszy raz. Też bardzo mi się podobało to kino.





 Na koniec trochę tragedii polskiego kina, czyli kolejny dowód całkowitego( mam nadzieję chwilowego) zatracania artyzmu w Panu Partyku Vedze. To bardzo boli, bo to wybitny reżyser. Tragedia, tragedia, tragedia. Dla mnie ten film mógłby się nazywać jednocześnie "Śmierć na 1000 sposobów, czyli widzu wymiotuj...) Absolutnie tylko przekleństwa i brutalność są tu przedmiotem fabuły same dla siebie, a nie są one narzędziem do ukazania głębszej treści (jak między innymi u mojego osobistego mistrza Pana Smarzowskiego). Jedyną fajną rzeczą tego filmu były zdjęcia zagraniczne, naprawdę podobało mi się takie ukazywanie różnych części świata. Ale nie ma tu dla mnie wartości artystycznej, a aktorzy niestety nie mieli tu nic do zagrania, więc nie można nic od nich wymagać. To była moja osotatnia szansa dla Pana Patryka, nie pójdę pewnie długo już na filmy jego reżyserii, a na pewno nie pójdę na "Kobiety Mafii 3". Szkoda zdrowia, emocji, czasu. Ale liczę, że Pan Patryk się otrząśnie z tych szpon komercji, bo naprawdę ma ogromny dar i głęboko wierzę, że nie raz jeszcze go wykorzysta w fajny reżysrsko sposób. Reasumując filmu baaardzo nie polecam! 

To chyba na razie tyle, postaram się wrócić do regularnego pisania na blogu. Dzięki jeśli przeczytaliście, jestem ciekaw Waszych opinii :)

Wrażenia po długo wyczekiwanym przeze mnie filmie „Wesele”. Bo trudno nic nie napisać...

  Długo nic nie pisałem z różnych przyczyn i okoliczności nt. filmów, czy tam tego co ciekawego udało mi się zobaczyć. Ale myślę, że jest to...