Długo nic nie pisałem z różnych przyczyn i okoliczności nt. filmów, czy tam tego co ciekawego udało mi się zobaczyć. Ale myślę, że jest to najlepsza okazja do tego, by do tego powrócić i by powiedzieć kilka słów. Bardzo długo czekałem na ten film, zresztą jak na każdy film w reżyserii Pana Wojciecha. Spodziewałem się, że będzie to film rewelacyjny, tak jak zresztą dla mnie każdy w Jego reżyserii. No i wszystko się sprawdziło. Kolejny mega ważny i jak na polskie warunki odważny temat, który wielu pewnie bało by się poruszyć. Czym jest dla mnie ten film? Nie jest atakiem na polskość, atakiem na to, że w skali globalnej to my byliśmy ofiarami wojny. Jest aktem miłosierdzia. Miłosierdzia wobec człowieka. Uświadomienia, że człowiek, jeśli znajdzie się w pewnych okolicznościach i da sobie przyzwolenie na czynienie zła jest w stanie zrobić najstraszliwsze rzeczy... I to co się stało, trzeba wziąć „na klatę” i przyjąć to do wiadomości, po to, aby nigdy tego nie powtórzyć. Jest to dość nie częsta sytuacja, kiedy to mówi się o czasach wojny i o tym, że to Polacy byli tym w przypadku, tzn. wydarzeń z Jedwabnego oprawcami... Natura ludzka nie zmienia się od tysiącleci. W każdym z nas jest zalążek największego dobra i największego zła. Pytanie jak się zachowamy w danych okolicznościach? A wojna to okoliczności, których moim zdaniem do końca nie jesteśmy sobie w stanie do końca wyobrazić, nie przeżywając tego i nie będąc w tamtych miejscach (dzięki Bogu). Jeśli chodzi o sam film, to dla mnie jako „prostego” widza jak zresztą każdy film Pana Wojtka również i ten jest zrobiony po mistrzowsku. Nie jestem sobie w stanie wyobrazić lepiej zrobionego filmu w Polsce. Z większą dbałością o detale, szczegóły, w tym historyczne, brutalność realizmu. Emocjonalnie tak prowadzącego Cię do „rycia” buzią o podłogę. Dającego takie przeżycia i kaca moralnego (przynajmniej mi). A jednocześnie zawsze w filmach Smarzowskiego w tej karuzeli zła, często przerysowania rzeczywistości w negatywną stronę, w określonym celu (choć w przypadku najnowszego „Wesela”, jak i zresztą Wołynia nie widzę go w ogóle) jest miejsce na miłość, humor - często absurdalny, ludzi, którzy staną po dobrej stronie „mocy”. Scenariusz rewelacyjnie napisany, najbardziej cenię to zarządzanie chaosem u Smarzowskiego, dla mnie osobiście wypływa z tego niesamowita świadomość - co chcesz przekazać ludziom i jak oddziaływać na nich w celu zmuszenia ich do refleksji. Bardzo zaimponował mi Pan Mateusz Więcławek i Pani Agata Turkot w głównych rolach aktorskich (w retrospekcji z czasów wojny). Minimalizm, prawdziwość... Pozostali aktorzy to „marka” i klasa sama w sobie, szczególnie Pan Więckiewicz. Mega mi podobała się też Pani Łabacz... Wybitne dla siebie filmy jak poznaje po tym, że nie mogę po nich mówić, to był właśnie taki film. Film, który zostaje w głowie. Okrucieństwo, które zostaje w głowie. Kac moralny początkowo przybijający Cię emocjonalnie... Ale też nadzieja. Na pewno będę jeszcze myślał jakiś czas o tym co ujrzałem, o naturze człowieka. Bo to daje do myślenia. Jako Polakowi - skąd biorą się nasze wady i zalety. Skąd bierze się np. „kult” disco-polo, w większym bądź mniejszym stopniu homofobia, antysemityzm, zawiść, a czasem nawet zdolność do rzeczy strasznych... Ale też skąd bierze się ta nasze dobro - przecież ilu Żydów, w tych strasznych czasach uratowaliśmy... Skąd bierze się, ta niesamowita wola przetrwania - wojen, bestialstwa wobec nas, powstań, tego, że z 10 razy patrząc na naszą historię mogło by już nie być Polski, a jesteśmy i jeśli potrzeba w ostatniej chwili się zjednoczyć, np. w walce o wolność, to prawie zawsze nam się to udawało. Wiele pytań. Pewnie obejrzę w niedługim czasie jeszcze raz ten film. Warto czekać na takie filmy, to brutalnie prawdziwe pokazywanie rzeczywistości, jednak taki sposób przestawiania historii, jest dla mojej wrażliwości najbliższy. Ale jednak to zderzenie z prawdą i emocjami dla mnie w pełni wartymi przeżycia. Jeśli miałbym ocenić film w swojej oczywiście amatorskiej skali to dał bym mu 9/10. Bo jest to film filtrując go przez moją wrażliwość niemal perfekcyjny. Kończąc, chyba miarą sukcesu tego filmu, będzie kiedy TVP, czyli niestety dziś fabryka kłamstwa będzie mówić o żydowskich korzeniach Smarzowskiego, bądź aktorów, bądź przemilczy to wszystko. To dla będzie finalny znak, że tak dobrą robotę zrobiono - zasiano prawdę, choć jest dla niektórych niewygodna oczyszcza.